Jedna druga życia

Wyobraź sobie, że wchodzisz do wielkiego, szarego budynku, w którym przez chwilę nic nie widzisz, chwilę błądzisz i docierasz do szarej, zimnej sali numer dwieście. Widzisz kilka sprzętów, których przeznaczenie jest jedną z wielu Twoich życiowych zagadek, więc i tę odkładasz na później. Dwie kobiety w uniformach wstają z wygodnych krzeseł, poprawiają kołnierze i udają, że wcale przed chwilą nie plotkowały o nowej fryzurze kolegi ze zmiany, wczorajszych zakupach i tej żałosnej pani z recepcji. Profesjonalny wyraz twarzy włączają tak samo sprawnie, jak światło w toalecie i pytają:  "Woli Pani stracić prawą czy lewą rękę?"


Tak właśnie czuje się dziecko podczas rozwodu rodziców. 





Do dziś pamiętam kolor samochodu obok którego stanęliśmy na parkingu, mieniące się w oczach korytarze i białą kartkę, którą wręczono mi z najbardziej sztucznym uśmiechem, jaki w życiu widziałam. Miałam osiem lat i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój dom (w głębszym tego słowa znaczeniu) właśnie się wali i tylko mój bezustanny płacz pasował do tego, jak mnie potraktowano - jak dwulatkę (z całym szacunkiem do wszystkich dwulatek), której właśnie zabrano lizaka. To prawda, może i o rozwodach wiedziałam tylko z telewizji, ale byłam na tyle sprytna (o losie), żeby w ciągu kilku miesięcy uświadomić sobie, że i ja dostałam rolę w tym smutnym przedstawieniu. 

Płakałam, bo tylko tyle potrafiłam wtedy zrobić... Kazano mi narysować rodzinę.
Po otarciu sześćdziesiątej czwartej łzy, z najwyższym poziomem zażenowania, jaki kiedykolwiek osiągnęłam, narysowałam na środku kartki mały domek, w którym z okien wyglądaliśmy ja i brat. Po bokach, w maksymalnej odległości od domu narysowałam rodziców. Mama po lewej, tata po prawej. Znałam historie o rysowaniu czarnych bazgrołów przez dzieci z problemami i innych takich psychologicznych (?) odkryciach. Nie ze mną te numery. Pokazałam szanownym Paniom "Psycholog-dziecięcy", najprościej jak potrafiłam, choć wcale nie miałam na to ochoty, że chyba coś tu, cholercia, nie gra . Ciekawe, czy domyśliły się, co? W moim mniemaniu bardziej przejęte były wyprzedażami, ale przecież i tak dostały za to kasę. Na tym skończyła się moja wizyta i moje, pożal się Boże, "zeznania".





Płakać przestałam dopiero jakieś trzy lata temu (zaokrąglając w dół). Patrząc na to z perspektywy czasu nadal czuję niesmak. Nie pytam już "Dlaczego ja?", bo w odpowiedzi dostałabym pewnie równie irytujące "Trudne sprawy". Nie polecam. Dziś mogę nawet w pełni świadomie powiedzieć, że rozumiem, że akceptuję, że widocznie tak miało być, a i nawet, że to dobrze, że tak się stało. Nie akceptuję jednak tego, jak nieistotnym elementem byłam w czasie, gdy potrzebowałam być tym najważniejszym. 




Miłość rodziców, to sprawa rodziców. Dwojga ludzi, którzy coś do siebie czują, albo przestali czuć, albo... nie ważne. Jednak związek rodziców, w wyniku czego powstaje ich potomek, to sprawa rodziców i tegoż potomka w tym samym stopniu. Rodzina, to interes każdego jej członka.  Nie wiem czego potrzebuje każde dziecko, ale obawiam się, że tego samego. Ja potrzebowałam wtedy tylko jednego. Kiedy w równoległym świecie dzieci pisały listy z prośbą do świętego Mikołaja o disc-man'a czy piłkę do kosza, ja składałam ręce i prosiłam o rodzinę.  


Nie wiem czy mogę i raczej nie będę pouczać rodziców, bo nie jestem tak zwaną blogerką parentingową. Nawet nie wiem czy jestem blogerką jakąkolwiek. Nie będę mówiła psychologom, jak mają wykonywać swoją pracę, bo sama pewnie nawet nie byłabym w stanie. Powiem to Wam, ludziom. Nigdy, przenigdy nie pytajcie żadnego dziecka, waszego czy cudzego, czy "woli mamusię czy tatusia". Nigdy nie każcie mu wybierać, nawet jeżeli rozwód rozdzieli Was kilometrami negatywnych uczuć. Choćby miało to być cholernie trudne, nawet niewykonalne. Nawet jeśli się nie uda. Niech chociaż wie, że może liczyć na Was oboje. Nawet jeśli Pani w czarnej todze wyda inny wyrok.

Rodzice są wszechświatem dziecka. Nie każcie im powoli umierać. Bo nie da się żyć tak w połowie.



Zdjęcia wykonane w roku 2013.

16 komentarzy:

  1. Mądra i silna. Ściskam Cię. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno to skomentować. Ale masz talent do pisania i wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz będzie już tylko lepiej. Ostatnio wyczytałem (i tej myśli uczepiłem się ostatnio.. jak kłody) 'Piękno bierze się z cierpienia.' A.Tarkowski. Było dużo cierpienia, teraz przyszedł czas na Piękno. Pzdr.P.

    OdpowiedzUsuń
  4. pieknie napisałaś ...a dorośli, tacy to egoiści, niestety:( ściskam serdecznie . Wężowy Pamiętnik

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja prowadzę rozwody, sama jestem taką jedynaczka gdzie rodzice rozwiedli się jak miałam 2 lata. Uwierzcie nikt nie był w tym szczęśliwy. Czy można mówić o egoizmie dorosłych ? Czy to ma znaczyć że dla dobra dziecka mają dalej żyć razem ? Nie chcą być ze sobą i duszą się i dziecko ma na to patrzeć ?
    Autorko Twój dramat polega na tym że Ty byłaś już wszystkiego świadoma. Moje szczęście że byłam malutka. Niestety moje dzieciństwo to samotność, bez wakacji wspólnego szaleństwa i wariacji z rodzicami. Cóż .... ważne jest przebaczenie i stworzenie takiej rodziny jakiej się pragnęlo. Właśnie wróciłam z sanek z moimi dziećmi. Sama bawiłam się jak mała dziewczynka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mówię o egoizmie. To raczej nie egoizm, a nieświadomość. Nie mówię też, że tak jest w każdym przypadku. Tak było w moim. Nie chciałam też powiedzieć, że pod żadnym pozorem ludzie nie powinni się rozwodzić. Ich miłość jest ich sprawą - tak jak pisałam. To tekst tylko i wyłącznie o tym, jak czułam się w tym całym zamieszaniu i o tym, że kazano mi wybierać. Mimo, że po rozwodzie miałam kontakt z obojgiem rodziców i było całkiem okej, to tym jednym pytaniem sprawili mi ogromny ból i sprawili, że bałam się każdego dnia, choć nie do końca wiedziałam (nie chciałam wiedzieć) co będzie dalej. Podczas rozwodu dzieli się np. majątek. Miałam wrażenie, że byłam kolejną rzeczą "do podziału". Nikt nie zwracał uwagi na moje emocje i nikt nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki to ma oddźwięk na moim dorosłym już życiu. To prawda, co mówisz, przebaczenie jest bardzo ważne. Przebaczyłam i od tamtej pory nie marzę o niczym tak jak o własnej rodzinie :) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  6. Bardzo poruszyły mnie Twoje słowa. Naprawdę wspaniały blog!

    OdpowiedzUsuń
  7. Roksana mam ogromny szacunek do tego co napisałaś. Moja wypowiedź dotyczyła wypowiedzi osoby, komentarze wyżej nad tym co napisałam. Życzę Ci dużo szczęścia i miłości. Pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie to napisałaś. Też jestem po rozwodzie. Nasza córka miała wtedy 4 lata. Ani ja ani były mąż nie dopuściliśmy do takiej sytuacji aby nasze dziecko musiało wybierać, aby musiała rozmawiać z obcymi o mamie i tacie. Dogadaliśmy się i obydwoje dbamy o nią po dziś dzień. Ja z córką już w nowej rodzinie. Obecnie jest nas czworo. Córka ma blisko do taty, ma już 11 lat, więc jak chce to sama podejdzie do niego zawsze kiedy ma ochotę się z nim widzieć. Często spędza też u niego weekendy. Wie , że kochamy ją obydwoje. Wiem, że cierpiała i chyba dalej cierpi bo wielu rzeczy jeszcze nie rozumie. Mam nadzieję, że kiedyś i mi i swojemu tacie wybaczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo trafne porównania i świetny tekst !

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoj wpis powinien sie znalezc w kazdym podrwczniku dla osychologow i rodzicow...

    OdpowiedzUsuń
  11. Fantastyczny tekst, a sobie zapisuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aż mi wstyd, że zapomniałam do Ciebie na bieżąco zaglądać - oczywiście już wszystko nadrobiłam. Po przeczytaniu nie trzeba nic dodawać, mówisz, to co myślisz i jak jest bez żadnych zbędnych ozdobników. I to mi się najbardziej podoba.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ! :)